Z Chicago do Niagary
Kiedyś Chicago – Wietrzne Miasto (Windy City) leżące nad jeziorem Michigan – było ostatnim cywilizowanym przystankiem w drodze na Dziki Zachód. Teraz jest jednym z najnowocześniejszych amerykańskich miast. Niektórym kojarzy się z koszykówką: Chicago Bulls i wspaniałym Michaelem Jordanem. Innym z gangsterskimi porachunkami i Alem Caponem. Jeszcze innym – z giełdami towarowymi, które mają tu swoje siedziby. Warto pamiętać, że to Chicago dało światu Ernesta Hemingwaya. I że tutaj zaczynał swoje architektoniczne eksperymenty Frank Lloyd Wright. Chicago jest drugim co do wielkości – po Warszawie – skupiskiem Polaków na świecie. Mieszkają, robią zakupy i stołują się głównie w Jackowie, przy Milwaukee Avenue. Wieżowce – i te pierwsze drapacze chmur z XIX w., i te najnowocześniejsze − są w centrum miasta. Słynny 110-piętrowy Sears to jeden z symboli USA. Miałam ogromną frajdę, wjeżdżając windą na 103. piętro, by z wysokości 412 m podziwiać panoramę miasta, podobnie jak czyni to 1,5 mln turystów rocznie. Gdy zjeżdżałam na dół, aż tętniło mi w uszach – te 103 kondygnacje winda pokonuje w niespełna minutę! Po takich przeżyciach uspokojenie można znaleźć w Muzeum Sztuki lub ogromnym Muzeum Historii Naturalnej z wielkimi zrekonstruowanymi dinozaurami. Gdy dopadnie was głód, idźcie koniecznie do restauracji Michaela Jordana, nawet jeśli nie jesteście zagorzałymi kibicami. Warto poczuć tę atmosferę, zwłaszcza w dzień meczowy. Wielkie telebimy, podekscytowani ludzie żywiołowo reagujący na każde zagranie. W restauracji często bywa sam Jordan. Nie jest tanio, ale kuchnia wyśmienita – sprawdziłam! Serwują m.in. steki z ziemniakami piure, ulubione danie przedmeczowe właściciela. A wieczorem? Obowiązkowo koncerty, jazzowe lub bluesowe. W każdym klubie ktoś gra i śpiewa, a ponieważ to Chicago, to wiadomo, że będzie to występ na wysokim poziomie!